Kiedy sowy mają dzieci
Jestem SOWĄ. Nie wiem czy od zawsze, ale z pewnością odkąd pamiętam. Mój żywioł o noc. Wtedy najlepiej mi się myśli, pracuje, tworzy. Ranek to jakaś katastrofa. Jako studentka całymi nocami zaczytywałam się książkami lub od czasu do czasu przygotowywałam się do kolokwium czy egzaminu 😉 Tata krzyczał, że nie tylko wzrok marnuję (tu chyba miał rację), ale prąd zużywam. Teraz też sprzątam czy prasuję wieczorem, a rano… Wstawanie na szóstą do pracy było koszmarem. A jak miałam jeszcze dojechać do miejscowości oddalonej o 25 km 🙁 Ale wstawałam. Praca jako zobowiązanie było jedynym motywatorem do zwleczenia się z łóżka. A i tak kilka razy w ciągu 9 lat zdarzyło mi się zaspać.
Aż tu nagle… pojawiła się w naszym życiu mała istotka o imieniu Marianka <3 Przez pierwsze 4 miesiące kiedy była w szpitalu musiałam wstać do 9:30 (oczywiście w nocy ze dwa razy na ściąganie pokarmu) aby użyć laktatora, zjeść, umyć się i wyjść do szpitala na 11:15. Nie było źle. Zresztą kiedy wróciliśmy z Manią do domu też w sumie dużo spała. Nawet teraz kiedy ma roczek nie bardzo mam na co narzekać, bo śpi nieźle. Ale Ci z Was, którzy mają dzieci wiedzą, że z nimi to różnie bywa. A budzą się przeważnie około szóstej, bo są głodne. Dla mnie to środek nocy, a Marianka właśnie wtedy zaczyna dzień. Jak większość dzieci jest SŁOWIKIEM.
Miałam dwa wyjścia. Być idealną mamą i zrywać się ledwo widząc na oczy… albo dojść z Manią do jakiegoś kompromisu. Ponieważ daleko mi do ideału jakoś tak wyszło, że znalazłyśmy z Marianką złoty środek, z którego chyba obydwie jesteśmy zadowolone. A przynajmniej na to wygląda.
Jak to wygląda? Mamy swój rytuał (a wiecie, że jestem fanką schematów i rytuałów, które porządkują dziecięcy świat i dają poczucie bezpieczeństwa). Marianka je rano mleko zagęszczone kleikiem i kaszką ok. 6:00 – 6:30. Jeśli się za bardzo nie rozbudzi (trzymam codziennie kciuki) to wraca do swego łóżeczka, a ja jeszcze mogę się spokojnie zdrzemnąć. Jeśli jednak oczka już są otwarte to zapraszam Manię do naszego łóżka. Tam prze około 40 min. gaworzy sobie, zaczepia nas (zapomniałam wspomnieć, że mąż jest też typową SOWĄ), turla się. Około godziny 7:30 przytula się do mnie lub do męża (jeśli nie jest akurat w pracy) i przysypia na drzemkę do godz. 8:20. I choć jest to najmniej wygodna na świecie pozycja do spania uwielbiam ten moment. Marianka jest taka cieplutka i taka moja <3 A jak już się obudzi to nie jest już taka głęboka noc i jestem się w stanie ruszyć 😉
Czy zawsze się to nam sprawdza? Oczywiście nie. Tak jak każde dziecko Mania ma lepsze i gorsze dni. Ostatnio parę nocy budziła się o 2 czy 3 na zabawę i zasypiała po dwóch godzinach. Oczy na zapałki i cierpliwość na skraju wyczerpania. Ale z dziećmi to norma. Ważne, że na co dzień udaje się nam pogodzić potrzeby Mani i nasze. Bo jeśli nawet wstałabym o tej szóstej, to jestem pewna, że mało zabawna byłaby ze mnie mama. Wiem próbowałam, tylko nikomu nie mówcie 😉
Jeśli też jesteś SOWĄ pamiętaj, że zawsze masz dwa wyjścia. A wyspany, no może przesadzam, trochę wyspany rodzic jest lepszy niż taki, który zamiast bawić się z dzieckiem marzy tylko o poduszce 🙂