Trudna adaptacja
Wszyscy pytają mnie jak nam mijają pierwsze dni w domu. I za każdym razem odpowiadam tak samo… “Przyzwyczajamy się”. Dotyczy to zarówno mnie jak i męża ale przede wszystkim Marianki. Dla Niej to sala oddziału wcześniaków była znajomym i bezpiecznym miejscem. Napier przeniesiono ją do nowego szpitala/ nowej sali, wprawdzie była tam cały czas mama ale to też było dziwne. Nie było “cioć”, które znała, inne były dźwięki, zapachy, widoki, czynności wokół niej. Po tygodniu znowu wszystko stanęło na głowie, bo nie tylko zapakowali w jakiś dziwny fotel, wynieśli na zewnątrz ale też wsadzili w ogromny pojazd, który zawiózł w całkiem nowe miejsce. Jedyne co było tam znajome to mama i ten facet, który się wokół niej kręci (zwany tatą). Nowe pomieszczenia i to kilka, nowe łóżko, zwyczaje, pojawiający się ludzie (twierdzili, że to babcia i dziadek), wszystko nowe…
Dla Marianki, rzeczywiście wszystko jest nowe i trudne. Od pierwszej drzemki w nowym łóżeczku, przez kąpiel, po spacer. Ale też takie proste rzeczy jak przeniesieni z sypialni do salonu. Jest też bardzo nieufna. Kiedy zasypia co jakiś czas podnosi oko i sprawdza czy aby sobie nie poszłam, czy jestem. Pewnie jeszcze na długo jej to zostanie. W tej chwili piszę ten tekst jedną ręka bo drugiej Marianka potrzebuje do poczucia, że jestem blisko.
Adaptacja do nowego miejsca jest trudna, zwłaszcza dla dzieci, które często nie rozumieją dla czego muszą być tu, a nie w miejscu, które doskonale znają i czują się w nim bezpieczne. Jak im pomóc? Przede wszystkim samemu uwierzyć, że będzie dobrze, bo dzieci wyczuwają emocje rodziców jak barometry. A później wspierać i jeszcze raz wspierać w poznawaniu świata, który czasem może wydawać się ogromny, niebezpieczny i pełen samotności, a tak naprawdę jest pełen ciekawych miejsc i ludzi.
Mania właśnie ziewa… jesteśmy dziś po pierwszym spacerze. Kiedy tylko poczuła świeże powietrze i lekki wiaterek – zamarła w bezruchu (aż się przestraszyłam)… to musiało być dla niej trudne przeżycie. Ale byliśmy razem z Nią, czule przemawialiśmy, a po powrocie umieściliśmy w łóżeczku, które już zna i włączyliśmy karuzele, którą lubi. Bo wszędzie dobrze, ale trzeba mieść swoje miejsce na świecie, a w nim ludzi, którzy Cię kochają. Jeśli dziecko ma takie miejsce i ludzi, to z czasem zaadoptuje się do nowych miejsc, ludzi i sytuacji, bo będzie miało gniazdo, w którym zawsze będzie bezpieczne…