Wierzę w cuda
Już nie raz pisałam, że dzieci są gośćmi, którzy pytają o drogę. Nie każdy ma to szczęście aby przyjąć w swoim domu i sercu takiego “gościa”. Ja z moim mężem otrzymaliśmy taką możliwość aby gościć Mariankę i to jest cud. Cud, na który czekaliśmy całe nasze życie. Cud, który nas zmienił i ukształtowała na nowo jako ludzi – rodziców.
To właśnie wiara pozwoliła mi przetrwać te ostatnie 16 tygodni. Dzięki niej codziennie wychodziłam ze szpitala wierząc, że zostawiam Mariankę nie tylko pod wspaniałą opieką położnych, pielęgniarek i lekarzy, ale też jej Anioła Stróża. Codziennie kreśląc znak krzyża na jej małej główce i modląc się pierwszymi modlitwami jakich matka może nauczyć dziecko wierzyłam, że w ten sposób roztaczam nad Manią parasol ochronny. To pozwalało mi wyjść i nie zwariować.
Wiara dała mi siłę do walki i do życia. Od zawsze wierzyłam w Boga i w ludzi. Każdy napotkany człowiek był, jest i będzie kimś wyjątkowym, kimś kogo warto poznać i komu warto dać szansę. Z reguły przypisuję ludziom dobre intencje, choć czasem okazuje się inaczej. Ale wolę dziesięć razy się poparzyć niż raz nie dać komuś szansy. Wiara czyni cuda. To niby frazes, ale taki który daje nadzieję. Wierzę, że na mojej drodze nie stają ludzie przypadkowi. Bo gdyby było inaczej, w tej trudnej sytuacji, w której się znaleźliśmy w połowie stycznia nie spotkalibyśmy lekarzy, którzy są profesjonalistami w każdym calu, pielęgniarek i położnych, które nie tylko fachowo zajmują się dziećmi, ale też uczą rodziców jak się nimi zająć w szpitalu i po powrocie do domu. Ale przede wszystkim nie spotkałabym cudownych rodziców innych wcześniaków, z którymi wspólnie przeżywałam i przeżywam chwile trudne (kiedy z naszymi dziećmi coś się złego dzieje) i piękne (kiedy któreś z dzieci pozytywnie zaskakuje lub wychodzi do domu). To dzięki m.in. rodzicom Julki, Oliwki, Filipa czy Natalki stawałam się nie tylko tą, która potrzebuje wsparcia ale i go udziela.
Rodzice, którzy czasami muszą w różnych sytuacjach walczyć o swoje dzieci (ich zdrowie, życie, zachowanie, samodzielność, itp.) wiedzą ile potrzeba siły, determinacji, samozaparcia ale też wiary, że to wszystko ma sens, że damy radę, że w końcu będzie dobrze.
Tak więc wierzmy… też w nasze dzieci, w nas samych i w to, że ktoś czuwa nad nim nad nami. A ja będę jeszcze wierzyła, że za kilka dni Marianka będzie z nami w domu.