Klapsy i inne obowiązki rodziców. Czyli jestem filozofem polityki i będę pisał o wychowaniu
Czasami trzeba napisać coś kontrowersyjnego aby wszyscy o tobie mówili. I chyba tak właśnie było w przypadku pana Stawroskiego, a przynajmniej mam taką nadzieję. Bo nie chce mi się wierzyć, że ktoś kto tytułuje się profesorem nauk humanistycznych jest w stanie napisać taki artykuł wierząc święcie w to co pisze.
W artykule, który podejrzewam dziś i jutro pobije rekordy czytelności przytacza wiele przykładów, które same sobie przeczą. Z jednej strony mówi o tym, że obowiązkiem rodziców jest dbanie o rozwój psychiczny i fizyczny dziecka poprzez dawanie mu dobrych przykładów. A chwilę później skupia się na tym, że klaps w określonych sytuacjach jest konieczny, np. kiedy dziecko bije inne w piaskownicy. Czyżbyśmy wtedy nie uczyli przez przykład? Biłeś – dam Ci klapsa… czego Cię nauczę?
Rozumiem, że może pan Zbigniew uważać za absurd karanie w sądzie rodzica, który kilka razy wymierzył dziecku klapsa. Bo ważna jest jego zdaniem intencja i cel w jakim wymierzany jest klaps. Tylko czy jesteśmy pewni, że jeśli następnym razem klaps nie podziała to rodzić nie sięgnie po pasa?
Jestem ciekawa czy pan profesor zdawał sobie sprawę, że klaps uczy niewiele. Dziecko boi się dostać klapsa, a nie uczy się dobrych zachowań, które rodzic chciałby wprowadzić. Klaps to okazanie przez rodzica słabości, bo nie potrafi zastosować innej formy wychowawczej. Uczy dziecko, że jeśli jestem bezradny i nie wiem co zrobić to można używać przemocy.
Autor przywołuje przykład, że kiedy odciągamy dziecko od kontaktu to też jest forma przemocy. Bo dbamy o jego bezpieczeństwo. Z pewnością brak mu podstawowej wiedzy z dziedziny psychologii dziecięcej.
Inny przykład to spoliczkowanie 50-latka przez jego matkę, kiedy mówi jej, że wymienił żonę na młodszy model. Pomija tylko fakt, że w tym przypadku to osoba dorosła, która już ma ukształtowany charakter i kodeks wartości. Zresztą przykładów dotyczących dorosłych jest znacznie więcej. A przecież dzieci i dorośli znacznie się od siebie różnią rozwojowo. Przede wszystkim dzieci dopiero poznają świat i taki jaki poznają będą kształtowali jako przyszli dorośli.
Porównywanie klapsa do wyciągania igły z palca dziecka czy przywoływanie Kanta uważam za nie warte komentowania. A krytykowanie „Emil” Jana Jakuba Rousseau oraz jego echa modelu wychowania bezstresowego (oczywiście błędnie rozumianego – przeczytaj o tym) jest w ogóle poniżej jakiejkolwiek krytyki.
Przy wszystkich dobrych intencjach autora w to aby państwo nie ingerowało przesadnie w wychowanie dziecka, które powinno odbywać się w rodzinie zastanawia mnie jedno. Gdzie w tym wszystkim jest rzeczywiście DZIECKO. Jego potrzeby rozwojowe, wnętrze. Gdzie jest spojrzenie z jego punktu widzenia. Gdzie zastanowienie się jakim dorosłym będzie kiedy klaps będzie obowiązkiem rodzica.
Czas poświęcony na przeczytanie artykułu uważam za stracony. Na pewno będzie się dobrze „klikał”, ale moim zdaniem nie warto. Profesor Zbigniew Stawroski nie wypowiada się z punktu widzenia eksperta, rodzica czy wychowawcy. Jest filozofem polityki i jego zadaniem jest bazując na teoriach starych lub nowych wysnuwanie pewnych tez, które nijak się mają do życia codziennego. Wierzę, że żaden rodzic nie potraktuje tego jak przyzwolenie do klapsów.
A co do autora. Gratuluję dużej poczytności artykułu. Kontrowersja dobrze się sprzedaje.