Żeby wiedzieć jak pomóc
Panika… najczęściej towarzyszy nam kiedy stanie się coś nieprzewidzianego. Widziałam wielu rodziców, zwłaszcza mam, które w obliczu niespodziewanego zdarzenia zaczynały panikować. Kiedy dziecko ma nawet jakiś drobny wypadek ostatnie czego mu potrzeba to właśnie takie zachowanie. Do tego dochodzi często użalanie się „Oj, bardzo boli” lub coś w tym stylu. Najważniejsze zaś w takiej sytuacji jest zachowanie zdrowego rozsądku. I nie ważne czy mówimy tu o skaleczeniu czy o poważniejszym urazie.
Pamiętam, kiedy byłam w ostatniej klasie szkoły podstawowej i prowadziłam samorząd uczniowski organizowaliśmy bal karnawałowy dla młodszych klas. Na sali gimnastycznej była dyskoteka dla dzieci, a w salach lekcyjnych poczęstunek. Jakiś czwartoklasista biegł po schodach po jakieś picie czy słodycze i się przewrócił. Działo się to na moich i koleżanki oczach. Zaprowadziłyśmy go do wychowawczyni i rodziców, a tam dzika panika, bo bolała go ręka. Nikt nie próbował go nawet obejrzeć tylko „co tu robić, co tu robić”. Widząc to nie czekałyśmy z koleżanką długo (też była harcerką) tylko zobaczyłyśmy tę rękę – zaczynała puchnąć, bolała przy poruszani, ale palcami dał radę poruszać. Usztywniłyśmy prowizorycznie i kazałyśmy dorosłym zadzwonić po pogotowie. Niby proste, a jednak ktoś to musiał zrobić. Nie piszę o tym aby się pochwalić tylko abyście mogli zobaczyć jak łatwo można stracić głowę w sytuacji, kiedy nie jest tragicznie ale trzeba pomóc. Trzeba zachować zimną krew i zdrowy rozsądek.
Wiem, że bywa to trudne. Mam to szczęście, że w sytuacjach kryzysowych potrafię wziąć się w garść. Pewnie po części wynika to z mojego charakteru, ale też dużą zasługę ma w tym moja wiedza i doświadczenie. Jako harcerka już od małego byłam uczona jak postępować w nagłych przypadkach. Takich najzwyklejszych: skręcenie, złamanie, omdlenie, krew z nosa, skaleczenie. Byłam uczona, ze po prostu trzeba pomóc. I tyle. Te podstawy poszerzyłam później na kursie dla harcerskich ratowników medycznych. Tam dowiedziałam się jak zaradzić w poważniejszych przypadkach: wypadkach komunikacyjnych, zatrzymaniach akcji serca, resuscytacji, itp. Skoro wiem jak mogę pomóc to nie panikuję, tylko to robię. Wiedza i umiejętności praktyczne dają mi pewność, że dam radę. A kiedy nie wiem co zrobić, po prostu wzywam pomoc.
Korzystałam z tej wiedzy i umiejętności wielokrotnie podczas pracy w przedszkolu czy żłobku, opieki nad zuchami i harcerzami na zbiórkach czy wyjazdach. Pozwoliła mi też ona pewniej poczuć się w roli matki, zwłaszcza matki wcześniaka. Wiem, że jeśli coś się stanie to nie będę panikowała tylko działał.
Wiem, ze trudno się czasami zmienić. Ciężko jest przezwyciężyć swoje przyzwyczajenia i skłonności. Ale my rodzice, powinniśmy wystrzegać się panikowania w sytuacjach kryzysowych. Bardzo pomaga w tym wiedza. Zachęcam wszystkich rodziców i przyszłych rodziców do tego aby ją zdobyli. Nie jest to wiedza tajemna. Wystarczy wybrać się na krótkie lub dłuższe szkolenia, aby nie tylko teoretycznie ale i praktycznie nauczyć się jak pomóc swemu dziecku i najbliższym, jeśli coś im się stanie.
Życzę Wam i sobie, abyśmy tej wiedzy nigdy nie musieli wykorzystywać. Ale warto wiedzieć jak pomóc.