Czasami trzeba powiedzieć coś na głos… aby pomóc sobie
Publikujemy na prośbę jednej z mam… bycie mamą dziecka, które przedwcześnie się rodzi ma różne wymiary. Niestety czasami rodzi się o wiele za wcześnie, a czasem… Przeczytajcie sami, a dzielnej mamie dziękujemy za to, że podzieliła się swoją historią. To też forma terapii…
“Chciałabym zacząć pisać o tym co nas spotkało, co przeżyliśmy ale nie wiem jak zacząć.
Nie wiem do kogo to trafi, nie wiem kto i jak na to zareaguje. A nie każdy umie zrozumieć rodzica, osobę w takiej sytuacji. Nie jest to proste dla nikogo ani dla osób, które to przeżyły ani dla tych u których my rodzice po stracie szukamy pomocy.
Jednak chce spróbować. Chce spróbować mówić o tym otwarcie.
Tak jak osoba, która przeżyła to samo co my a nawet dużo więcej i bardzo nam pomogła mimo ,że nasze spotkanie trwało może 20 minut.
Mam na imię Aneta mam aktualnie 28 lat. Poroniłam 4 razy. Zawsze wiedziałam, że chce mieć męża, rodzinę i dzieci. Los sprawił, że mamy cudowną, zdrową córeczkę ma już 3 latka. Jednak za nim nam się udało poroniłam 2 razy. Pierwszy raz w około 9 tygodniu ciąży. Przyczyna nie znana. W pierwszych tygodniach było wszystko w porządku jednak pod koniec 7 tygodnia zaczęłam plamić, później krwawić trafiłam do szpitala, dostałam leki na podtrzymanie ciąży. Po około tygodniu wróciłam do domu i za chwilę to się powtórzyło. Plemienia i krwawienie. Niestety już nie udało się uratować Naszego dzieciątka. Pół nocy w szpitalu męczyłam się ze strasznym bólem, fizycznym i psychicznym ,który zabierał nasze dziecko a ja nic nie mogłam zrobić…
Nie mogłam tego zatrzymać choć bardzo chciałam. Strata bolała bardzo…
Sporo się staraliśmy zanim nam się udało, dla nas to było sporo ,choć to pojęcie względne. Byliśmy szczęśliwi ale los nie pozwolił nam zatrzymać Naszego Maluszka.
Powinniśmy odczekać pół roku za nim zaczęliśmy starać się ponownie o dziecko. Jednak dla mnie to było za długo. Chciałam już ,natychmiast kiedy tylko wróciłam do formy znowu zacząć się starać o dziecko. Jakby to miało uleczyć moje-nasze serce. Trzy miesiące później znowu byłam w ciąży -pozytywny test. Jednak kilka dni po spodziewanym okresie zaczęłam krwawic. Lekarz nic nie mógł już na to poradzić. Straciliśmy drugie dziecko.
Po raz kolejny ból, dlaczego my, dlaczego nas to spotyka do dziś tego nie rozumiemy.
Przyszedł czas i udało nam się, 5 lub 6 miesięcy od pierwszej straty zaszłam w ciążę, którą donosiłam i szczęśliwie siłami natury urodziłam. Mamy Cudowną Córkę. Kochamy ją nad życie , nasza wyczekana Córeczka. Sens życia.
Jednak chcieliśmy mieć dwoje dzieci. Zanim zaszłam w ciążę trwało to ponad 2 lata od Mai. Niestety tym razem znowu ,tydzień po spodziewanej miesiączce zaczęłam plamić później krwawić. Straciliśmy trzecie dziecko. Serce krwawiło ale nie poddaliśmy się. Bardzo pragnęliśmy drugiego dziecka.
W końcu udało się w czerwcu tego roku 2019. Do 9 tygodnia ciąży pracowałam. Jednak zdecydowałam się na zwolnienie lekarskie. Ze strachu, że coś może się stać naszemu dziecku. Nie czułam się z tym dobrze bo kobiety biorące szybko zwolnienie lekarskie są zazwyczaj źle postrzegane. Miałam wyrzuty sumienia,ale wiedziałam, że to jest dla dobra Naszego Dziecka.
Jednak to nie wystarczyło…
Wszystko było dobrze, z wizyty na wizytę dziecko rosło tak jak powinno ,serduszko biło. Prenatalne były dobre. Dwa tygodnie po, na wizycie u prowadzącego lekarza wszystko dobrze. Trzy tygodnie później a 5 tygodni po prenatalnych na wizycie u lekarza prowadzącego rozpętał się nasz dramat, tragedia i koszmar…
Byłam prawie w 19 tygodniu ciąży.
Wizyta kontrolna u prowadzącego lekarza.
Pobranie krwi, ciśnienie i właściwie nic poza tym. Standardowe pytania, przedłużenie zwolnienia lekarskiego. Doktor nie planował robić usg ale poprosiłam, bo jestem przewrażliwiona. Nie ma co się dziwić….
Do tego dnia zawsze robił usg choć na chwilę żeby sprawdzić czy wszystko jest ok. Tego dnia miał zamiar nie robić. Dzięki Bogu zrobił po mojej prośbie. (Kolejne usg dopiero 15 listopada miałam mieć połówkowe ,żyłabym ponad 6 tygodni z martwym dziecku w brzuchu… jeśli wcześniej by coś się nie wydarzyło co mogło zagrażać mojemu życiu…)
Okazało się, że nasze dziecko jest zbyt małe na ten etap ciąży. Wymiary pokazywały około 16 tydzień ciąży a był już prawie 19. Zapytałam lekarza czy z sercem wszystko dobrze ,powiedział że tak ale polecił żebyśmy zrobili usg w Białymstoku na lepszym sprzęcie, żeby to wyjaśnić.
Tego samego dnia pojechaliśmy do Białegostoku zrobić prywatnie dokładne usg.
Lekarz w prywatnym gabinecie tylko przyłożył głowicę usg i od razu po jego minie i reakcji widziałam, że jest źle, że jest bardzo źle… po chwili lekarz powiedział,że dziecko nie żyje… I to dłuższy czas…
Świat Nam się zawalił… po raz kolejny, tylko teraz parokroć bardziej, mocniej, niewyobrażalnie mocno…
To już 4 razy ,ale pierwszy w połowie ciąży prawie…
Przecież to już 2 trymestr…
Przecież to już ten bezpieczny okres…
Przecież było wszystko dobrze…
Przecież….
Gdyby…
Dlaczego…
Jak lekarz prowadzący mógł nie widzieć,że dziecko nie żyje… rozumiem słabszy sprzęt ale jak mógł nie widzieć czegoś takiego…
Ludzie mówią: będzie dobrze, jesteście młodzi, macie czas…
Nie to nie prawda …
Oczywiście cały czas chce mieć drugie dziecko …
Ale już nie za wszelką cenę…
Nie wiem czy świadomie będziemy o nie się starać…
Nie chce, boję się narażać rodzinę, Męża Córkę….samą siebie na kolejne cierpienie..
Niepewność, ryzyko…
Nikt nie da nam gwarancji ,że będzie dobrze
Nie jestem maszyną , mam swoje ograniczenia , psychiczne i fizyczne… mój organizm tego może nie wytrzymać…
Choć bardzo bym chciała mieć drugie dziecko… ale się boję, bardzo się boję…
Mama,Tata Mai i Świętej Pamięci Irusia.”