100 dni
Dziś nasza Marianka przeżyła swój setny dzień. Dziś też po raz pierwszy odważyłam się zapytać pani doktor o powrót do domu. Chciałam wiedzieć czy zabierzemy ją ze szpitala do końca maja, a dowiedziałam się, że jeśli nadal będzie szło wszystko jak do tej pory to ta szczęśliwa chwila może nastąpić już za 2,5 – 3 tygodnie. Nie gratulujcie, ale trzymajcie kciuki aby tak było. Bo z wcześniakami różnie bywa i czasami się “zawieszają” i trzeba odczekać aż znowu będą na dobrej drodze. Nie chcę zapeszyć.
100 dni to z jednej strony mało, a z drugiej dużo. Muszę przyznać, że w ciągu tego czasu zdarzały mi się chwile zwątpienia, a raczej ogromnego strachu. Bałam się, że nie będę miała możliwości zabrania Marianki do domu. Jak miała tydzień na naszym oddziale zmarła dziewczynka, która żyła 4 tygodnie. To było dla mnie straszne przeżycie zwłaszcza, że tego dnia dowiedzieliśmy się o dziurce w jelicie Mani. Na tym samym początku zdawało mi się, że dużo płaczę (oczywiście nie przy małej), ale z perspektywy czasu wiem, że były to chwile słabości. W momencie kiedy zrozumiałam, że mam niesamowicie silną córkę, która walczy o każdy oddech, o każdą minutę i dzień stwierdziłam, że ja muszę jej pomóc. Mogłam niewiele, ale wierzę, że moja obecność, miłość, dotyk, głos, mleko… były dla niej wsparciem. Bo wsparcia nasze dzieci potrzebują w każdej “walce” o siebie. I choć nie przeżyjemy życia za nie, to możemy być blisko i kochać… Nie powiem, że nie miałam chwil słabości, tych gorszych dni, ale to nie ja byłam w tym wszystkim najważniejsza… A teraz mogę się cieszyć tym co już, w ciągu tych 100 dni osiągnęła Marianka. Bo to niezwykła dziewczynka, silna, mądra i kochana, bardzo ciekawska i towarzyska. Skąd to wiem? Rodzice, którzy obserwują swoje dziecko wiedzą takie rzeczy 🙂
Przed nami jeszcze trochę dni, tych w szpitalu i dużo więcej w domu. Jeszcze przed Manią doskonalenie oddychania bez wsparcia tlenowego… Ale te 100 dni to dopiero początek… Dla nas wszystkich