I kiedy myślisz, że już wszystko rozumiesz…
No właśnie, wydawało mi się, że już rozpoznaje “płacze” Marianki. Ale oczywiście to był objaw raczej pychy niż zdrowego rozsądku. Bo i owszem rozróżniam kiedy płacze bo chce jeść, ma mokro, jest za zimno lub za gorąco czy nie wygodnie. Instynktownie podnoszę Ją, odkładam, rozbiera, ubieram, przykrywam, głaszcze, całuję… Rozumiem kiedy boli ją obtarty naczyniak czy przeszkadza jej smak w ustach po ulaniu. Ale dziś Mania udowodniła mi to co, wszystkie dzieci udowadniają swoim rodzicom codziennie, a ja jakoś tak może ze zmęczenia o tym zapomniałam. Przypomniała mi, że tak naprawdę nic nie wiem. Dzisiejszy płacz i marudzenie nie pasują do żadnej z dotychczasowych sytuacji i znanych mi powodów swego zachowania. Bo dzieci zaskakują cały czas, raz pozytywnie innym razem nie. Raz cieszymy się z niespodziewanego zachowania, a innym razem odchodzimy od zmysłów. Zastanawiamy się jak pomóc lub jak zniwelować pewne zachowania. Dzieci to skoki od euforii do depresji, śmiech i płacz, radość i smutek… Ciągła nauka i poznawanie zarówno ich jak i siebie. Ciągłe mierzenie się z nowym, zmęczeniem i niewiadomym. I myśl czy dam radę, czy będę w stanie dać temu małemu człowiekowi to czego potrzebuje. I strach… Ale przecież to normalne i przecież, że wszystkim dajemy sobie radę. Bo kto ma dać radę jak nie rodzić. I my też damy radę, dla Marianki. Aby mogła być szczęśliwym i radosnym dzieckiem, a później dorosły.
I może kiedyś naprawdę wszystko zrozumiemy…