Mama i Marianka oraz tata
Marianka jest do mnie bardzo przywiązana, co ma swoje dobre i złe strony. Oczywiście bardzo się cieszę, że zdołałyśmy stworzyć taką więź po mimo 4 miesięcy dawkowania kontaktu. Bałam się, że to może się nie udać. Ale powoduje to też sytuacje trochę komplikujące życie. Takie, które większość mam zna – problem z wyjściem choćby z pokoju czy pójście do ubikacji. Na szczęście z odsieczą przyszedł mi mój mąż, a tata Mani.
Z racji tego, że nie mógł z Nią być w szpitalu tyle co ja (ktoś musiał pracować), tworzenie więzi było trudniejsze, ale teraz mają sztamę. Bo tata jest najlepszy do wygłupów i śmiechostek. Kiedy ja idę pod prysznic, prasuję, gotuję czy po prostu odpoczywam to Marianka i tata potrafią zaśmiewać się do rozpuku. Mania wiele tacie wybacza. Wie, że nie aż tak sprawnie jak ja podnosi ją i przekłada, przewija czy karmi. Maniulka jest wyrozumiała i to co u mnie na rękach powodowałoby już dawno płacz i “żalenie się” tacie uchodzi na sucho. Wystarczy, że tata zrobi głupią minę, połaskocze i wyda dziwne dźwięki, a już humorek od razu lepszy. Całkiem miło spędzają wspólnie czas, z czego bardzo się cieszę. Po mimo, że mąż pracuje czasami nawet po 12 godzin aktywnie uczestniczy w życiu Marianki i choć samodzielnie jeszcze nie zmierzył się z kupą czy przebieraniem to naprawdę cieszy mnie ich relacja.
Dzięki temu wszystkiemu łatwiej mi jeśli muszę gdzieś wyjść, choćby na trochę. Nie stresuje mnie sytuacja kiedy Marianka zostaje z tatą w domu, bo wiem, że go lubi. A nawet sama nie wie, że kocha. Po mimo, że z pewnością jeszcze mąż się stresuje, że w jakiejś sytuacji sobie nie poradzi, ja w niego wierzę. Bo rozświetla buziulkę naszej córci, prawie za każdym razem jak się tylko pojawia na horyzoncie. Wiem też, że nasz tatuś teraz jest przede wszystkim do zabawy, ale kiedy trzeba będzie stanie ze mną ramię w ramię w drodze ku wychowaniu Marianki na dobrego człowieka. Bo bardzo ważne jest aby w tej drodze rodzice nie tylko podążali razem, ale i patrzyli w jedną stronę.