Niezależność
Życie jest niesamowite. A dzieci to niezgłębione pokłady niespodzianek… Trzy dni temu nasza Marianka doczekała się zamiany inkubatora na łóżeczko i pierwszy raz w życiu miała na sobie ubranko. I Ona i ja przeżyłyśmy to na swój sposób. Mania bardziej organoleptycznie, a oczywiście emocjonalnie. Kiedy zobaczyłam mojego szkrabika w błękitnym pajacyku, w moich oczach urosła co najmniej o kilka centymetrów i wyglądała z pewnością na więcej niż 1620 g 🙂 Po pierwszych moich zachwytach przyszedł czas na wyjęcie jej z łóżeczka… i co się okazało? Że moja córeczka, która co prawda ma 11 tygodni, ale jeszcze przez najbliższy miesiąc powinna sobie spokojnie siedzieć w brzuchy, poczuła wolność i niezależność. Jeszcze dzień wcześniej w miarę spokojnie “kangurowałyśmy”, a tu… Mariance już nie odpowiada pozycja na brzuszku na mojej klatce, na pleckach też poleży sobie chwilkę… a może na boczku? a może mama na stojąco będzie bujała? Choć na początku byłam zaskoczona, a może nawet lekko przestraszona nową sytuacją, to szybko zdałam sobie sprawę, że to naturalne. Tak naprawdę od urodzenia dzieci w pewien sposób dążą do samodzielności i niezależności. Oczywiście robią to instynktownie. Na początku są to małe rzeczy i sprawy dotyczące ich samych, a z czasem chcą panować nad rzeczami, sytuacjami. To proces stawania się, kim? Kim tylko będą chciały. To od rodziców zależy czy dzieci będą czuły się wspierane, motywowane i chętne do działania, a w rezultacie niezależne. Najpierw w małej skali, ale kiedyś w całym swoim życiu.
Czy marudzenie co do pozycji i ułożenia jest przyjemne? Oczywiście, że nie. Ale wiem, że ma do tego prawo, szanuję to, staram się ją wspierać. Ale wiem też, że czasami po prostu musi sobie po marudzić i po piszczeć. To też cześć życia i stawania się samodzielnym.
Dziś też po praz pierwszy karmiłam ją z butelki. Dla mnie było to cudowne przeżycie, a i na Marianki twarzy malowały się uczucia zaskoczenia, przyjemności i jeszcze kilku, których nie mogłam zidentyfikować. Jej niezależność przejawiła się również w tym, że po kilkunastu mililitrach po prostu zaczęła się bawić smoczkiem. No cóż, czasem po prostu trzeba dostać coś bezpośrednio do brzuszka 🙂 Ale wierzę, że za jakiś czas nie tylko będzie zjadała całą porcję z butelki, ale też zasmakuje w pokarmie ze źródła. Ale niech Mania i jej organizm sami o tym zdecydują kiedy to będzie…