Poczucie winy
To moja wina… Z pewnością… bo czyja? Dlaczego musiało to spotkać akurat moje dziecko i mnie? Może gdybym inaczej postępowała… była inna… żyła inaczej… A teraz płacimy za to wszyscy… A najbardziej moje dziecko… Czym ja zawiniłam? Co mogłam zrobić inaczej? Dlaczego ja? To moja wina…
Dziś mogę powiedzieć o tym głośno… Tak właśnie myślałam kiedy Marianka urodziła się za wcześnie, w 25 tygodniu ciąży. I nie tylko tuż po porodzie, nie tylko przez ponad 4 miesiące Jej pobytu w szpitalu, ale jeszcze długo później po powrocie do domu. Chyba czasami nadal mam takie myśli. Zdaję sobie sprawę, że podobnie ma większość mam wcześniaków. I to niezależnie od przyczyn przedwczesnego porodu. Bo co możesz myśleć siedząc przy inkubatorze i widząc swoje dziecko podłączone milionem kabelków do urządzeń? Co innego możesz myśleć widząc jak twoje dziecko cierpi? A do tego masz w głowie, że wszyscy też myślą tak samo. Myślą, że to twoja wina. Kiedy w dobrej wierze rodzina czy znajomi pytają „dlaczego?” a ty nie wiesz co odpowiedzieć. Zwłaszcza kiedy tak jak u mnie do końca nie zdiagnozowano przyczyny. I próbują znaleźć rozwiązanie: może się przedźwignęłaś, może coś zjadłaś i się przytrułaś, a może lekarz był beznadziejny i czegoś nie dopilnował, może nie dbałaś o siebie, może się przeziębiłaś albo brałaś jakieś leki, może… A ty wszystko to i jeszcze więcej bierzesz za pewnik. To moja wina.
Długo ukrywałam nawet przed mężem, że tak czują. Bałam się powiedzieć tego na głos, aby On nie potwierdził, że też myśli – to twoja wina. Tego chyba bym nie przeżyła. Na szczęście mam cudownego męża, który nie pozwolił mi tak myśleć i mnie wspierał. A ja długo… bardzo długo żyłam z tyłu głowy z myślą – to moja wina.
Kiedy poczuła się lepiej i przestałam się obwiniać… Nie wiem. Po protu w pewnym momencie przestałam o tym myśleć. Córka i walka o jej zdrowie, rehabilitacja, wizyty u lekarz i codzienna praca z Manią sprawiały, że przestałam się na tym skupiać. A teraz staram się do tego nie wracać. Kiedy to piszę ściska mnie w gardle i łzy same podchodzą do oczu, bo nadal czuję, że to mogła być moja wina. Może kiedyś przestanę tak czuć w ogóle.
Wydaję mi się, że podobne myśli mogą mieć nie tylko mamy wcześniaków, ale wszyscy rodzice, z których dziećmi coś się dzieje. Czy to mają problemy zdrowotne, z zachowaniem czy innego rodzaju. A przecież nie zawsze wszystko od nas zależy. I choć czasami nieświadomie przyczyniamy się do takich czy innych problemów naszych dzieci nigdy nie chcemy dla nich źle. Prędzej sami byśmy się z nimi zamienili niż pozwolili im cierpieć. I właśnie często przez tę miłość i poświęcenie obwiniamy siebie.
Jaka jest moja rada. Nie siedzieć i nie rozmyślać. Bo to nic nie da. Działać, próbować pomóc, szukać wsparcia. Nawet jeśli jedynym co możemy zrobić jest ściąganie co 3 godziny mleka, trzymanie ręki w inkubatorze czy śpiewanie kołysanek. Ja podczas tych niemiłosiernie długich dni, tygodni i miesięcy aby nie zwariować dużo z Marianką „rozmawiałam”, o wszystkim Jej opowiadałam, czytałam książki, śpiewałam, modliłam się… Wszystko aby nie płakać przy inkubatorze i nie myśleć, że to moja wina…
I może kiedyś uwierzę lekarzom, że to nie była moja wina… Tego i Wam życzę
charlote
24 kwietnia 2017 at 10:34Rozumiem Twoje poczucie winy, chociaz moje dziecko urodziło się o czasie, ale ma zdiagnozowany autyzm…nie wiem czy od urodzenia, szczepionek czy innej przyczyny i właśnie dlatego miałam długi czas uczucie, że to pewnie ja coś zrobiłam nie tak-w jego życiu płodowym (np. zażywanie No-spy, ktora może ponoć powodować zaburzenia rozwoju) czy postnatalnym (np.zaszczepilam go). Stwierdziłam jednak, że muszę zacząć działać i usprawniać moje dziecko, bo czas płynie. Prawie zawsze tak jak Ty mam”zepchnięte” na bok te uczucia i tak powinno być – nie na wszystko w życiu mamy wpływ. Ja teraz widzę efekty swojego poświęcenia, bo widząc mojego synka I nie będąc terapeutą, nie stwierdzisz nic nadzwyczajnego, ot “zwykłe” dziecko…
Zyczę powodzenia i wszystkiego dobrego dla Mani 🙂