Gdzie jestem? Czyli jak nie uczyć o czymś czego się nie potrafi
Do napisania dzisiejszego tekstu zainspirował mnie wczoraj ksiądz z naszej parafii, który na mszy dla dzieci postanowił zwrócić się tym razem do rodziców. Oczywiście przyczynkiem były rozważania nad Pismem Świętym. Najważniejszym przesłaniem jakie do mnie trafiło, było iż bez rodziców, wychowawców, katechetów i każdego dorosłego człowieka mówiącego o swojej wierze, przekazującego dzieciom informacje o niej – tej wiary by nie było. Świadectwo jest najważniejsze. Ne byłoby wiary bez jej wyznawców i tych, którzy przekazują ją swoim dzieciom. I właściwie tak jest z każdą sferą życia. Trudno jest się czegoś nauczyć, poznać jeśli się nie wie, że coś istnieje.
Bardzo często rodzice pytają mnie jak pomóc odnaleźć swemu dziecku drogę? Jak sprawić, aby w przyszłości był szczęśliwym człowiekiem? Co zrobić aby wykonywał pracę, która daje mu stratyfikację i pozwala żyć godnie? Myślę, że te pytania pojawiają się w głowie wszystkich rodziców już od początku życia ich dzieci, a czasami nawet wcześniej. Przynajmniej ja się nad tym zastanawiałam wiele razy. I doszłam do kilku wniosków.
Przede wszystkim trudno jest pokazać komuś drogę do szczęścia i spełnienia jeśli samemu się tej drogi nie odnalazło. Warto się zastanowić, jak ja żyję? Czy jestem szczęśliwy z tym co i jak robię? Czy miejsce, w którym obecnie jestem to jest to czego pragnąłem? Jeśli tak, to sprawa jest prosta. Poprowadzę dziecko moimi śladami, zrobię to co moi rodzice zrobili. Nie znaczy, że dziecko ma robić to co ja, ale idąc przetartym szlakiem może łatwiej odnaleźć swoją drogę.
A jeśli okaże się, że nie. Nie czuję się szczęśliwy w tym miejscu gdzie jestem. Moja praca lub sytuacja zawodowa nie satysfakcjonuje mnie, zgubiłem gdzieś swoje pasje, odłożyłem życie na później. Jak mam pokazać dziecku, że to nie jest dobre? Mogę albo zmienić najpierw swoje życie i udowodnić, że się da. Albo siedzieć i płakać, że to trudne. Mogę dać przykład dziecku, że zawsze jest czas na walkę o siebie i swoje marzenia. Mogę pokazać, że nie ma rzeczy niemożliwych. Mogę poczuć się szczęśliwy. Mogę przetrzeć szlaku ku szczęściu i spełnieniu aby poprowadzić nim swoje dziecko.
Zapewniam, że nie jest to łatwe. Często okupione strachem i łzami. Trudno podjąć decyzję o zmianie w życiu, np. zawodowym. Bo może nie jest najlepiej, ale jest. Może moja praca nie jest wymarzona, ale jest. Bo może moje zarobki nie są takie jak bym chciał, ale są. Bo może… Ale czasami wystarczy trochę odwagi, wsparcie męża/ żony/ partnera… i decyzja… zrobię to dziś. A jak już się tę decyzję podejmie, to trzeba się tego trzymać i po prostu spróbować coś zmienić. To bardzo trudne, bo czasami wymaga przewrócenia całego życia do góry nogami. Ale przynajmniej ja wychodzę z założenia, że warto spróbować, aby nie żałować. Ja właśnie próbuję… i na razie… po prostu trzymajcie kciuki 🙂
Czy można zrobić to inaczej? Oczywiście, że tak. Bo każdy ma swój sposób na życie i odnalezienie swego miejsca na ziemi. Ale to mój pomysł na to ja pomóc mojej córeczce być w przyszłości spełnionym człowiekiem i cieszyć się życiem. Chce jej pokazać na swoim przykładzie, że można. Chcę Ją nauczyć, że droga jest też ważna, a jeśli nawet spuścimy z oczu swój cel podróży, to zawsze można go odnaleźć. Chcę być szczęśliwa dla siebie i dla Niej i dla mego męża. Chcę walczyć aby nie uczyć Jej o czymś, o czym nie mam zupełnie pojęcia. Chcę przekazać Jej to, co wiem o świecie i wskazać co może z tą wiedzą zrobić. Chcę być dla niej świadectwem.