Close

15 czerwca 2017

O jedno słowo za dużo

o-jedno-slow-za-duzo

Z pewnością nie raz przez rodzicielski umysł przewijają się pytania „Co on/ ona sobie ubzdurał?”, „Skąd mu/ jej się to wzięło?”, „Cóż to znowu za głupoty siedzą w tej głowie?”. Kiedy się pojawiają? Wtedy gdy się okazuje, że w głowie dziecka jest jakieś przeświadczenie, które nie ma racjonalnych podstaw. Na przykład, że jest głupie, grube, zbyt wolne, nierozważne, itp. Lub kiedy dziecko myśli, że coś się wydarzy lub wydarzyło – a tak nie jest. Na przykład, że po kąpieli i założeniu piżamki pępek znika. No więc skąd to się bierze? Przeważnie z naszego „jednego, nieświadomego słowa za dużo”.

Chcemy czy nie jesteśmy dla naszych dzieci pierwszą wyrocznią. Nawet kiedy dorastają, to nasza opinia jest jedną z najważniejszych w ich życiu. Nawet jeśli się do tego nie przyznają, nasze zdanie o nich, jest dla dzieci bardzo ważne. A ponieważ wielu z nas na co dzień w prost nie mówi dzieciom co o nich myśli, albo nasze opinie są tak formułowane, że dla dzieci są wiarygodne. To słowa rzucone często mimochodem, przy okazji, od niechcenia, w trakcie zdenerwowania trafiają do dziecięcej świadomości bardzo szybko. Nawet jeśli nie są prawdą, a my tak naprawdę nie myślimy w ten sposób.

Czasami wystarczy choćby raz użyć jakiegoś sformułowania aby wyryć w dziecięcej głowie coś czego nie chcieliśmy. Już klasycznym przykładem są dziewczynki, które nawet stajać się kobietami mają fiksację na temat własnej figury bo usłyszały kiedyś od taty, że wyglądają jak kluseczka czy określane były mianem „pączuszka”. Już nie mówię o bezpośrednim powiedzeniu „wyglądasz grubo”. I dotyczy to dziewczyn, które wcale nie są przy sobie. Kiedy byłyśmy jeszcze z Marianką na reanimacji, jeden z tatusiów zapytał położnej „ile moja córka przytyła” (urodziła się z wagą 680g). Pani powiedziała, że córka to przybrała na wadze i zapytała czy jak będzie starsza tata też będzie mówił, że przytyła.

Ale takie „słowo za dużo” mówimy w różnych sytuacjach. Kiedy dziecko coś zrobi niechcącą „czy ty głupi jesteś?”. Kiedy chwalimy inne dziecko „Zobacz Tomek to dopiero jest super sportowcem”. Kiedy dziecko nie chce wracać z placu zabaw „To zostań, ja sobie pójdę i nie wrócę po Ciebie”. Kiedy żartujemy „O zaraz pępek zniknie” (sytuacja autentyczna, Marianka od kilku dni płacze zakładając po kąpieli piżamkę, bo tata zażartował, że pępek zniknie).

Czasami jesteśmy już zmęczeni, zdenerwowani, rozkojarzeni i rzucamy coś od tak. Ale nasze słowa mają moc. Te słowa wpadają do dziecięcych główek i zakorzeniają się w nich na stałe. Niestety często podcinają skrzydła. Dlatego tak ważne jest aby myśleć co i kiedy mówimy do naszych dzieci, o naszych dzieciach i w obecności naszych dzieci. Bo łatwo jest je wpędzić w kompleksy. Na pocieszenie dodam, że również łatwo jest dodać im skrzydeł. Kiedy nasze słowa mają moc pozytywnych emocji i mają osadzenie w realiach życia naszych dzieci. Ale chwalić też trzeba potrafić. Bo nie każda nasza pochwała jest przez dziecko odbierana pozytywnie.

Warto więc zastanowić się czasami i ugryźć się w język. Bo nasze słowa mają moc, a powiedziane jedno za dużo mogą wyrządzić wiele złego.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *